piątek, 3 stycznia 2014

Tam, gdzie śniegi zimują

Tegoroczna zima zdaje się pluc w twarz wszystkim, którzy odważali sie twierdzić, iz globalne ocieplenie to mit. Co prawda mam na ten temat własne zdanie ale może o tym później. Wspomniany brak zimy w zimie spowodował mówienia bowiem, że poczalem szukać jakiśch jej odpowiedników (bądź, jak to mówi pan Zdechlik z zaprzyjaźnionego bloga - symulakrow). Tak oto odpalilem piątą część cyklu Elder Scrolls, znanego i lubianego Skyrima. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z ta grą. Z TESV spotkałem sie juz w 2011 roku. Gra jednak okazała sie niezwykle wciagajaca a moje zasoby czasowe uległy znacznemu ograniczeniu w wyniku czego po ~2 miesiącach zmuszony byłem zaprzestać radosnego hasania po ojczyźnie Nordow. Do Skyrim powracalem sporadycznie, zazwyczaj na parę questow i stosunkowo krótkie okresy czasu. Na dłużej powrocilem po niemal dwóch latach, w trakcie świątecznej przerwy. Taki okres pozwolił mi na nowo spojrzeć na tę pozycję. I powiem szczerze, wyniki tej obserwacji niesamowicie mnie zaskoczyły. Ale po kolei.
Piąta część Prastarych Zwojów (oficjalne tłumaczenie jednego z itemow w grze), jak powszechnie wiadomo rozgrywa się w tytułowym Skyrim, krainie śniegu i lodu. Czas akcji umiejscowiony jest paręset lat po wydarzeniach znanych z Oblivion. W tym czasie doszło do paru istotnych przemian. W prowincji Morrowind doszło do katastrofy. Tamtejsze powietrze pozazdroscilo powietrzu krakowskiemu i też zapragnelo być toksyczne tak jak to tylko możliwe. Ponoć jakiś w tym udział miał także wybuch Czerwonej Gory, w wyniku którego duza część zabudowy Morrowind została zniszczona a dymiacy wciąż krater spowodował, że powietrze stało się nie tyle mordercze dla otoczenia co uciążliwe. Część z mieszkańców wyspy uciekło wiec w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia i rozpelzlo sie po pozostałych prowincjach. Naczelna część Tamriel, po okresie świetności zapoczątkowanym przez pewnego smialka, który paręset lat temu pomógł odeprzeć zakusy daedr z Otchłani pogrążyło sie w kryzysie. Nawet tajna służba cesarska dziś pozostaje wręcz mityczna melodia przeszłości. Po organizacji zostały właściwie tylko tu i ówdzie możliwe do znalezienia relikty w postaci uzbrojenia czy stroju. Sama północ pogrążona jest natomiast w wojnie domowej pomiędzy przywódcami rdzennej ludności a cesarskim namiestnikiem. W takim stanie zastajemy Skyrim od poczatku gry. Jak zwykle zaczynamy jednak jako więzień. Tym razem jednak nie jesteśmy niewolnikiem czy jakimś tam sobie gnijacym w lochu szubrawcem. Jesteśmy totalnym degeneratem skazanym na śmierć. Grę rozpoczynamy od wygenerowane scenki w trakcie, której zostajemy wtajemniczeni w podstawy świata i własnej osoby. Otóż, jak sie okazuje będąc skazanym na śmierć jedziemy sobie powoli rozklekotana furmanka na miejsce naszej kaźni. Na miejscu zostajemy opisani przez nadzorujących całość imprezy wykidajlow. Klasycznie wybieramy rasę i szczegóły naszej fizjonomii. Nie wybieramy natomiast ni znaku, ni umiejętności, ni klasy postaci tak, jak to miało miejsce w częściach poprzednich. Ciekawie. A następnie obserwujemy jak nasi współtowarzysze niedoli tracą glowy. Dosłownie i w przenośni. Niektórym przed śmiercią zdarza sie coś nawet wspominać o powrocie starożytnych smoków siejacych śmierć i zniszczenie ale kto by sie tam przejmował majakami skazańców...
Po odzyskaniu wolności Skyrim poraża ogromem świata. Zarówno w sensie powierzchni, jak i obfitości. Mapa jest ogromna, choć początkowo na taka nie wygląda. Około polowa lokacji jest pokryta śniegiem lub skuta lodem. W końcu to północ. Resztę stanowią krajobrazy tundrowate. Znajdziemy tu rozlewiska, bagna, mokradła, rzeki, zatoki, otwarte trawiaste przestrzenie, gory. .Jednym słowem wszystko co kojarzy sie z krajobrazem światów północy.
Zabudowa Skyrim też imponuje. Choc żadne z miast nie jest metropolią niczym znane i lubiane Vivek czy Ald Ruhn (słownik t9 zamienił mi początkowo Ald na SLD, lol) to miasta potrafią zaimponować. Juz pierwsze miasto do jakiego trafiamy ma swój własny klimat, architekturę, estetykę. Potem jest tylko lepiej. Różnorodność terenów miejskich jest spora. Znajdziemy tu zarówno wioski i osady wyrastające czasem po środku zupełnej pustki, większe miasteczka otoczone drewniana palisada czy tez wielkie kamienne twierdze. Biała Grań przypomina mi stolice Rohanu z Władcy Pierścieni. Peknina to urocze miasteczko na południu prowincji trochę przypominające Wenecję (pełno wszędzie kanalow, właściwie 90% dróg górnego miasta tworzą mosty, mościcki i inne przejścia nadwodne) a przykładowo Wichrowy Tron, stolica Gromowladnych to typowa twierdza polnocy, cala z kamienia, pokryta śniegiem (a w nocy zmieniającą sie w scene dzialan dla pewnego zwyrodnialego mordercy). Wszystkie te skupiska miejskie pomimo wizualnego zróżnicowania posiadają wspólną cechę. Mianowicie, one żyją. Twórcy serii TES podjęli próby stworzenia funkcjonującego w pełni miasta juz w Oblivionie. Z różnych przyczyn tamtejsze miasta jednak wydawały sie często tylko gęsto zabudowanymi skupiskami NPC. Skyrim leży lata świetlne od tego co zaproponował jego poprzednik. Tutaj kupcy przekrzykuja sie na targu, kowale kuja w kuźni nowe miecze, płatnerze garbuja skory. Dzieci bawią sie w berka lub chowanego, strażnicy ścigają kieszonkowcow i rozrabiakow. W trakcie smoczych atakow (ktore sa nieoskryptowane, zdarzaja sie doslownie wszedzie), kto może chwyta za miecz i próbuje pokonać agresora. Widzimy wiec walczących ramie w ramie, miejskich strażników, awanturników poszukujących przygod, gdzieniegdzie także magów. Wszystko to wywiera bardzo pozytywne wrażenie i pozwala wczuć sie doskonale w atmosferę świata gry. Ale nie samymi miastami człowiek (czy tam inna rasa) żyje. Większość gry spedzimy przecież na zupełnych odludziach. Tu tez twórcy gry nie pozwalają na nudę. Wszelkiego rodzaju jaskiń, kurhanów czy opuszczonych przez ludzi i bogów ruin jest pełno. Co wydaje mi sie największym plusem Skyrim to to, ze niezależnie czy jest to tętniące życiem miasto czy jakąś podrzedna jaskinia, wszędzie możemy przeżyć jakąś przygodę. Wielkim minusem Obliviona była moim zdaniem pewna wtórność. Większość lochów wyglądała tak samo, nawet jeżeli różniły sie rozplanowaniem, to w większości każdy kolejny przypominał poprzedni. W Skyrim każdy loch to cos nowego, nierzadko zbadanie wszystkich jego tajemnic zajmuje nam więcej czasu niż wykonanie jakiegoś ważniejszego zadania. Co najważniejsze, to wciąga. Przez cały okres przygody ze Skyrim ani razu nie zdarzyło mi sie pomyśleć " o nie, kolejny bezsensowny loch" tak jak to często miało miejsce w przypadku Obliviona. W pamięci pozostanie mi chociażby jeden quest w ktorym po wlamaniu sie do wskazanego budynku, bohater zostaje przeniesiony do umysłu deadrycznego księcia. Najfajniejsze jest to, ze quest zapowiada sie dość zwyczajnie i staje sie ogromnym zaskoczeniem dla gracza. Podobnych smaczkow jest wiele ale to kto grał, ten wie a kto nie grał, sam odkryje z przyjemnością. 
Przyszła pora omówić kwestie techniczne. Grafika, choć w porównaniu do dzisiejszych produkcji pewnie juz nie powala to moim zdaniem nadal trzyma poziom. W 2011 roku była to jedna z lepiej prezentujących się gier RPG. Trzeba jednak wytknac twórcom fakt, że w wersji 1.0 coś wyszło nie tak z teksturami. Były one bowiem w dość niskiej rozdzielczości co potrafiło skutecznie obniżyć poziom wrażeń estetycznych. Wpadka ta została jednak bardzo szybko naprawiona i dziś jest to juz niewiele znaczący incydent. Warstwą muzyczną zajął się niezastąpiony i znany z poprzednich części TES Jeremy Soule. Te słowa powinny wystarczyć za całą resztę. Soule jest mistrzem swego gatunku. Jego muzyka jest jedyna i niepowtarzalna. Świetnie buduje klimat gry, a wykorzystując fragmenty motywów z poprzednich części puszcza oko do fanów serii. Również efekty dźwiękowe stoją na najwyższym poziomie. Wszystkie dźwięki są żywe i brzmią naturalnie. Oczywiście na tyle naturalnie na ile potrafi sobie człowiek wyobrazić pelen furii krzyk  2 metrowego śnieżnego trolla czy też przypominający grom ryk lecącego na nas smoka. Wszystko tu gra i trabi jak należy
Podsumowując, Skyrim to gra juz kultowa. Jest tu wszystko, wciągająca fabuła, piękna grafika. W zabawie pomaga szeroko rozbudowana siec questow pobocznych. Jest to tytuł odpowiadajacy swoim czasom, potrafiący zachęcić gracza nieznajacego wczesniej serii do sięgnięcia po poprzednie tytuły. Dziś, choć na tle nowych pozycji wypada już, jak jakiś archaiczny podmiot lepszego wczoraj nadal potrafi zachycic. Ocena 4,75/5. Polecam każdemu.
Wspomnialem o własnej teorii na temat tegorocznej zimy. Otóż, posta rozpoczynalem pisać stosunkowo dawno (ok stycznia). Wtedy w Polsce zimy jeszcze nie było. Uwazalem wtedy, ze to jedynie kwestia czasu. Pory roku nie tyle zanikają, co zmieniają czas występowania. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego że grudzień to miesiąc zimowy i podnosimy krzyk, gdy natura pokazuje nam, ze jednak nie. Tak daleko zagalapowalismy sie w formowaniu otaczającej nas rzeczywistosci, ze zapomnielismy, iz to my mamy dostosowywać sie do Ziemi i sił natury. Nie one do nas. Śnieg nie spadnie ponieważ tego chcemy. Dzień nie nastanie dlatego, ze tego potrzebujemy. Stworzylismy bogów, którzy nas oslepili. Tworzymy ich nadal. I tworzyć będziemy zawsze. Póki będziemy sobie zdawać sprawę z istoty naszej wiary, z tego ze to właśnie człowiek stworzył boga, ze to właśnie naszą wiarą nadajemy niepoznanemu pierwiastek boskosci, wszystko będzie w porządku. Jeżeli natomiast nasz twór wyrwie się nam spod kontroli to nadal będziemy płakać z powodu zimy, która nie nadeszla choć miała nadejść.